Foto-pułapka

Niestety nadszedł ten czas, kiedy mój dowód za kilka tygodni straci ważność po 10 latach (uczcijmy ten wiek minutą ciszy). Jednak strasznie się cieszę z jednego powodu – nienawidzę swojego dowodowego zdjęcia, bo wyglądam jak niedojrzały zdziwiony chomik z pączkami schowanymi w policzkach. Nie da się ukryć – nie lubię być na siłę fotografowana. Poszłam więc do mojego ulubionego fotografa w okolicy, z zaciśniętym żołądkiem i duszą na ramieniu. Dosłownie. Tak, bo głupie wyjście do fotografa stresuje mnie tak, jak matura licealistę. Nie żebym była jakaś brzydka czy coś (mówią mi, że wręcz przeciwnie, chociaż kompleksów mam sporo), ale zawsze odnoszę wrażenie, że u fotografa moja twarz żyje własnym życiem. A do tego jestem bardzo samokrytyczna, więc gdy robię sobie jakieś zdjęcia samodzielnie, zawsze wybieram jedno dobre na sto parszywych. Czuję się dokładnie tak, jak Chandler w jednym z odcinków Przyjaciół, gdy musiał wziąć udział w narzeczeńskiej sesji fotograficznej.

Po koniecznym(!) przygotowaniu w domu, ruszam w miasto i po 15 minutach wchodzę dziarsko do studia fotograficznego. Mówię co potrzebuję, ale pan delikatnie mi sugeruje co bym się ogarnęła. Patrzę w lustro i widzę, że włosy istotnie są w artystycznym nieładzie, ale nie tym, nad którym tak długo pracowałam kilkanaście minut wcześniej we własnej łazience. Poprawiam je pospiesznie, walcząc zaciekle z upartymi kosmykami. Makijaż na szczęście nienaruszony, ale jak na złość prawy kołnierzyk od koszuli, podczas porannego spaceru, ewidentnie się wziął i zawinął pod szalikiem i za cholerę nie chce wrócić na swoje miejsce. Wiedziałam! Wiedziałam, że tak będzie! Słyszę, że pan już rozgrzał cały sprzęt, więc biorę się w garść i podążam za nim. Siadam na krześle i już czuję, że to nie jest mój dzień.

Bardzo ładnie, teraz główka trochę do przodu, może delikatny uśmieszek, teraz bardziej pogodnie, tak wiosennie i lekko, patrzymy tutaj, o pięknie.

Pan cyka te fotki seriami jak z karabinu maszynowego, ja cierpliwie znoszę wystrzały lampy błyskowej, ale wiem, że na wszystkich będę wyglądać jak pieczarka z włosami w nieładzie. Przechodzimy dalej, pan włącza podgląd i spełniają się moje największe koszmary. Pieczarka. Pieczarka. Pieczarka.

Pan patrzy na mnie, ja na niego, stoimy sobie razem, milczenie ogarnia całe pomieszczenie, oglądamy te zdjęcia i wydaje mi się, że oboje jesteśmy już jacyś tacy lekko zrezygnowani. Po chwili mówię Przepraszam, ale żadne się nie nadaje!, na co on anielskim, cierpliwym głosem mnie uspokaja Spokojnie, będziemy próbować dalej. I znowu próbuję być taka pogodna, wiosenna, promienna i lekka, jak źdźbło trawy niesione zefirkiem, bo widzę, że czas mija, a za godzinę zaczynam pracę. Myślę o przyjemnych rzeczach – o czekoladzie, ciastkach, lodach i gofrach z bitą śmietaną – bo wydaje mi się, że wtedy na mojej twarzy pokaże się coś w rodzaju życzliwości. Bo niestety, wydaje mi się, że mam lekki bitch face. Wiecie, są tacy ludzie, którzy mają minę, jakby wiecznie byli wkurzeni i chcieli komuś przypie*dolić. Coś takiego maluje się na mojej twarzy bardzo często, szczególnie, jeśli dużo czasu spędzam z ludźmi. 😀

Pan fotograf się produkuje, klika, fika, strzela przymiotnikami na prawo i lewo, a ja słucham posłusznie, bo już nic lepszego mi nie zostało. Schodzę z fotela zmęczona bardziej niż po przebiegnięciu pięciu kilometrów i znowu włączamy podgląd zdjęć. Pieczarka. Pieczarka. Pieczarka. Ale nagle jest! Jedno, jedyne, ostatnie ujęcie, na którym wyglądam niemal tak, jak w lustrze. I włosy się ułożyły, i oczy w takim samym rozmiarze, i kołnierzyk leży spokojnie. jednym słowem – cud!

Ile sztuk sobie Pani życzy? Cztery? pyta pan radośnie, lekko i wiosennie
uśmiechnięty od ucha do ucha, bo wie, że wreszcie zejdę mu z oczu. Osiem wezmę, na zapas, rozumie pan, na co słyszę westchnięcie Oj tak.

17 uwag do wpisu “Foto-pułapka

  1. Buahaha, świetnie to opisałaś! Choć współczuję i łączę się w bólu. Acz ja się już pogodziłam z losem, że na WSZYSTKICH dokumentach wyglądam jak rozczochrany, pardon, przygłup i nie mam siły na dłuższe tortury u fotografa 😉
    Nota bene – owo ostatnie zdjęcie jest super i wyglądasz przepięknie!! 👍🏼

    Przypomniało mi się, jak kilka lat temu w Central Parku wpadłyśmy z siostrą na pewnego pana, który przedstawił się jako jakiś tam artysta i orzekł, że on MUSI nas namalować. Ale, że spoko, bez paniki, tu na miejscu cyknie nam fotkę tak jak stoimy, by potem ze zdjęcia sobie malować nasze piękne, prawda, facjaty. No i co się, oczywiście, okazało? Że choć moja siostra wyszła bez zarzutu – niby naturalnie i tak, jak wygląda w realu, to ja już niekoniecznie. Uparł się na jeszcze kilka(naście?) dodatkowych fotek, nakłaniając mnie przy tym bym miała „normalną” minę, jakbym celowo robiła jakąś nienormalną i ostatecznie się poddał 😉 Tamto wydarzenie jest do dziś dla mnie dowodem, że po prostu jestem niefotogeniczna. I tak też sobie tłumaczę te wszystkie swoje gęby na zdjęciach 😜

    Polubione przez 1 osoba

  2. Puenta zabójcza! Hahahah, uśmiałam się!

    A to zdjęcie, które wybrałaś wyszło naprawdę pięknie! 🙂 Stare też nie jest złe – wyglądasz trochę jak tancerka flamenco zachęcająca torreadora do tańca. 😀

    I zastanawia mnie… Jakie są te kompleksy, o których pisałaś. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  3. Pingback: Jestem aparatką! | Bagatele i Bibeloty

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.